9/01/2011

Zuzanna Celmer: Żyjemy w nieustannym usztywnieniu

Zwierciadło, 1979r.
 
  Chcieliśmy zaprezentować wyszukany i niezwykle ciekawy artykuł Zuzanny Celmer, opublikowany w 1979r. w piśmie „Zwierciadło”. Kiedyś tygodnik, a dziś miesięcznik przez lata i dwa ustroje trzymał się niedoścignionego do dziś poziomu jakości. Dzisiaj pismo jest m.in. świetnym popularyzatorem psychologii, piszą do niego Wojciech Eichelberger i Hanna Samson. Już te kilka dekad temu kobiety mogły czytać artykuły utrzymane w duchu feministycznym, jak np. o konieczności równouprawnienia w pracach domowych, felietony o nowoczesnej rodzinie, wiele razy pisano o ojcach, którzy z przyjemnością uczestniczą w dzieciństwie własnych dzieci, a także listy od nich, czy też porady, jak zabrać się do domowego majsterkowania i urządzania. Porywający widok na przeszlość odsłaniają ostatnie strony miesięcznika, czyli rubryka „Serce w rozterce” gdzie na listy (dziś napisalibyśmy „problemy”) odpowiadała Zofia Bystrzycka, redaktor naczelna. W latach osiemdziesiątych zastąpiła ją Zuzanna Celmer. Patrząc na zdjęcie okładki „Zwierciadła” z lat 70. można przeżyć przyjemny wstrząs estetyczny – wszystkie fotografie na kowerach były subtelne, intrygujące, a modelki naturalne (i polskie). Świat tak różny kiedyś, ale miesięcznik wciąż zachęca do pogodnego i otwartego postrzegania świata; przede wszystkim zaś do życia powolnego, ale świadomego i jakościowego. Witryna internetowa „Zwierciadła” to „przestrzeń wolna od presji, stresu, codziennego pędu i tego wszystkiego, co nie pozwala nam dostrzegać rzeczy ważnych.” Czytanie dawnych numerów pisma zaowocowało wstrząsajacą refleksją, że jeśli chodzi o ludzi i ich sprawy, to nic poza kontekstem cywilizacyjnym się nie zmieniło.




„Jeśli usiłujemy opisać jakąś osobę, zwykle zaczynamy od przedstawienia jej wyglądu zewnętrznego, a następnie przechodzimy do kreślenia jej charakteru. Opis ten zatem przeważnie składa się z dwóch części, które występują jako odrębne:  cech powierzchowności i walorów ducha. Wiemy co prawda o tym, że dobre samopoczucie w trakcie choroby rokuje lepsze perspektywy wyzdrowienia, że zły stan psychiczny może wpływać na pogarszanie się ogólnej sprawności organizmu; nie zawsze jednak zdajemy sobie sprawę z konsekwencji płynących z faktu, że człowiek w swojej istocie stanowi jedność.
Dopóki nie dochodzi do poważnej awarii w naszym organizmie, takiej jak np. zawał serca – lekceważymy „mowę ciała” i nie umiemy czytać przekazywanych nam przez nie sygnałów. Wszyscy znamy tremę przedegzaminacyjną wyrażającą się drżeniem kolan lub ud, dygotem głosu, czy stan nagłego zblednięcia lub przeciwnie (...). Odczuwamy bóle głowy, krzyża, niekiedy daje znać o sobie żołądek (...). Symptomy te tłumaczymy sobie czasem w sposób racjonalny: „zjadłem coś nieświeżego, zbyt długo siedziałem w jednej pozycji, zmarzłem, jestem przemęczony itp.”. Niekiedy tak jest w istocie, ale równie często objawy owe są sygnałem nierozwiązanych konfliktów emocjonalnych, które wypierane ze świadomości lub silnie tłumione dają w ten sposób znać o sobie. Konflikty te są więc niejako wyrażane przez ciało. Zdarza się, że irtytację, wyobcowanie odczuwają ludzie nas otaczający, a także my sami. To z kolei wywołuje silnie napięcia, które staramy się powstrzymać, np. przez usztywnienie mięśni twarzy, aby nie okazać bólu, napięcia czy chęci płaczu. Trzymamy się prosto, aby nie wyrażać swoją sylwetką trawiącego nas przygnębienia czy smutku. Powstrzymujemy także emocje pozytywne. Dorosłemu człowiekowi nie wypada skakać z  radości po ulicy, śpiewać w biurze, krzyczeć w miejscach publicznych. Uważamy, że nie możemy sobie pozwolić na niekontrolowane wyładowanie witalności, hamujemy nasze odczucia, powstrzymujemy wewnętrzne procesy i blokujemy emocje. Ale tłumiona witalność musi się ujawnić. W obszarach zablokowanych odbywa się nieustanny proces akumulowania ładunku, aż do wybuchu w postaci np. irracjonalnej wściekłości. Z hamowaniem naszych emocji wiąże się częstotliwość ataków serca związanych z przemieszczaniem się zablokowanej energii.
Bardzo wiele osób kształtuje swoją postawę wobec życia już w okresie dzieciństwa. Dzieciństwo jest fazą bezradności, która bywa bezmyślnie wykorzystywana przez dorosłych dla zaznaczenia swojej mocy i siły. Naturalna spontaniczność i energia dziecka bywają brutalnie tłumione i korygowane przez dorosłych. Izoluje się dziecko od jego naturalnych odruchów i uzależnia od siebie, dozujac miłość  i poczucie bezpieczeństwa. Pierwotna ufność dziecka zmienia się w niepewność, jeżeli reakcje dorosłych są przypadkowe a system kar i nagród niekonsekwentny. Usiłując bronić się przed odrzuceniem emocjonalnym czy niesprawiedliwością, dziecko – podobnie jak dorosły – angażuje całe swoje ciało jako zaporę przed krzywdzącymi zarzutami. Zaczyna się garbić, głowa przekrzywia się lub opuszcza, zaczyna źle, płytko i nierówno oddychać, stąpa na samych palcach lub na samych piętach, jak gdyby bało się całą stopą oprzeć na ziemi itp. Ciało reaguje w ten sposób na napominanie, zarzuty, odrzucenie, usiłuje za wszelką cenę utrzymać równowagę w niepewnym świecie, pozbawionym swobodnego przepływu energii, wolności emocji, miłości i bezpieczeństwa. Elastyczne tkanki ciała, cała muskulatura mięśni przez pewien czas odnawia się niejako po każdym ciosie („jesteś beznadziejny”, „nic z ciebie nie będzie”, „przynosisz nam tylko wstyd”, „przestań natychmiast”), ale przy kolejnych urazach osoby te odczuwają najcześciej brak zdolności ruchowych, czują się sztywne, „zablokowane”, statyczne.
Wiele osób żyje wyłącznie na powierzchni zjawisk, które je dotykają, i lęka się ujawnić je nawet przed samym sobą. Ale równocześnie takie życie jest jałowe, toteż niektórzy ludzie usiłują się przebić przez tę barierę i uzyskać – choćby na chwilę – kontakt ze swym wnętrzem. Dzieje się to czasem przy pomocy alkoholu lub narkotyków;  w niekórych przypadkach wyjścia z sytuacji upatruje się w ucieczce od cywilizacji, od wielkiego miasta i w nawiązaniu kontaktu z przyrodą. Zazwyczaj jednak stosujemy na co dzień rodzaj samokontroli i jesteśmy własnymi, surowymi cenzorami. Lękamy się, że ujawniwszy emocje okażemy się bezbronni. Nie chcemy dopuścić do pogrążenia się w smutkach. Żyjemy więc w nieustannym usztywnieniu tak swoich przeżyć psychicznych, jak i odczuć wyrażanych przez ciało. Jedne blokują drugie i rzutują na naszą postawę fizyczną, a poprzez nią nasze widzenie ludzi, spraw i otaczającego świata. Lękamy się tracić to, co nazywamy „twarzą”. Wbrew własnym pragnieniom staramy się upodobnić do innych marionetek, które nas otaczają. I dziwimy się, że z dnia na dzień życie traci swój urok, blask i smak. Ukrywamy swoje „ja” i w konću nie umiemy odróżnić kreowanej przez siebie postaci od prawdziwej. Oszukujemy siebie, ale nie możemy oszukać swojego ciała. Ono demaskuje nas i zdradza. Nasza postawa, sposób trzymania się, cały układ ciała, lokalizacja najczęściej odczuwnaych dolegliwości wskazują, że cała nasza istota buntuje się przeciwko narzuconym sobie ograniczeniom. Aleksander Leven („Depression and the body, Pelikan Book, 1974) pisze: Czucie jest życiem wewnętrznym, ekspresja jest życiem zewnętrznym. W tym prostym ujęciu łatwo dostrzec, że pełne życie wymaga bogatego w uczucia życia wewnętrznego i wolności ekspresji. Jedno bez drugiego nie może być w pełni satysfakcjonujące.”
Zuzanna Celmer, "Mowa ciała", „Zwierciadło”, 15 II 1979r., nr 7 (1134)



1 komentarz: