6/08/2011

Wstęp do poczucia własnej wartości: Glenn R. Schiraldi

Sensus, 2007; 34,90zł

Postanowiliśmy zająć się książką, która była w Polsce pozycją bardzo popularną i znaną.  Poradniki, a szczególnie te o bezpośrednim tytule skierowanym do laików, cieszą się dużym zainteresowaniem klientów empików. Motywacje konsumentów muszą być różne, ale zważywszy na specyficzny trening wychowawczy w naszym kraju, a przede wszystkim wszechobecną obrożę społeczną, książka o tytule „Jak zwiększyć poczucie własnej wartości?” ściąga na siebie procesy selektywnej uwagi mimowolnie.
Na relatywną korzyść publikacji już od początku przemawiało wydawnictwo, które ją wydało. Sportowo pływający w świecie psychologicznym czytelnicy wiedzą, że seria Sensus gliwickiego wydawnictwa Helion jest bazą książkową wszelakiego poradnictwa, która to jednak w oczywisty sposób ustępuje gdańskiemu i akademickiemu GWP. GWP od pewnego czasu (od dziesięciolecia firmy w 2001r.?) zajmuje się nadprodukcją książek psychologicznych, licząc na zainteresowanie niekoniecznie naukowego środowiska. Niemniej jednak polecam bycie na bieżąco z ofertą GWP, która szybko się uaktualnia o świeże problemy badawcze, a poza tym jest solidnym źródłem wiedzy dla akademików.
Autor książki, Glenn Schiraldi (PhD od 1983r.) jest wykładowcą na Uniwersytecie w Maryland na wydziale Zdrowia Publicznego; zajmuje się zarządzaniem stresem, stresem pourazowym, samooceną, złością i lękiem. Prowadził zajęcia w Pentagonie z radzenia sobie ze stresem.  Program treningowy „Jak zwiększyć poczucie własnej wartości” jest elementem cyklu wykładów Schiraldiego  „Stres a zdrowy umysł”.  Często zadaję sobie pytanie, dlaczego fantastyczni eksperci, ludzie ze świata naukowego i specjaliści tak często dają się skusić na napisanie prostego w formie poradnika, który zamiast być nowym ujęciem i propozycją, nalewa sobie śmiało z dzbana znanych  technik i ludzkich oczywistości, które grzeszą o tyle, że pochodzą ze zdrowego rozsądku.
Książka wysiana jest dodającymi otuchy cytatami („Pozwalanie, by okoliczności bądź inni ludzie określali naszą wartość, daje im niestosowną kontrolę i władzę”, „Problemy to słabości, których rozwiązywanie nas wzmacnia”), zasłyszanymi historiami, opowiastkami o studentach, jak Ken Kirk, którego „promieniujący cichym wewnętrznym zadowoleniem” wiersz ukazał się w książce. Za jedyną refleksyjną opowieść uznałam tę o rodzicu, który naprawiał z synem rower.  Jeden z sąsiadów zwrócił mu uwagę: „Dlaczego poświęcałeś cały dzień na naprawianie tego roweru ze swoim synem, skoro w sklepie rowerowym poradziliby sobie z tym w godzinę?”. Tata odparł: „Ponieważ wzmacniam swojego syna, a nie naprawiam rower”. To książka dla tych cór i synów, których rowery był naprawiane w sklepie.
Staram się wejść w skórę czytelnika, do którego Schiraldi skierował swoją książkę i ocenić, na ile mielonka poradnicza pomogłaby mi po skończonej lekturze. Autor stworzył program treningowy, w który radzi zainwestować czasowo. Jego przebycie potrwa 125 dni, co sprawia, że my czytelnicy, zaczynamy czuć się, jakbyśmy znaleźli się w profesjonalnych, psychoterapeutycznych rękach. Proszę nie wierzyć własnym wrażeniom, lecz mimo to przeznaczyć pewną ilość czasu na kolejne etapy książki. Zastanawianie się nad zdrowym podejściem do samego siebie czy rozmyślanie nad tym, kim właściwie jesteśmy, nigdy nie powinno być nam ograniczone. Książka poprowadzi nas rozsądnymi ścieżkami do zrozumienia, dlaczego jesteśmy wartościowi. Nie należy się temu przewodnictwu opierać.
W pewnym sensie nazwałabym poradnik Schiraldiego pełnometrażowym, ponieważ nie pominął on najbardziej funadamentalnej tutaj kwestii, jaką jest nierozłączność umysłu i ciała. Niezależnie, jak anatomicznie podzielimy i nazwiemy byt, jakim jesteśmy, niezależnie jaki rodzaj zaawansowania mamy w tej niematerialnej topografii umysłu, wiemy na pewno, że ani psychika ani ciało nie będą zdrowe, jeśli któreś się przeziębi. Jeśli nie pozwolimy ciału zaspokoić swoich elementarnych potrzeb (dostarczanie składników mineralnych, potrzeby ruchu, potrzeby regeneracji: sen, relaksacja oraz potrzeby bliskości cielesnej/seksualnej z druga osobą), braki te przenikną w różnej formie (energetycznej, informacyjnej) do mózgu, na co zareaguje psychika, i wcale jej się to nie spodoba. Natomiast jeśli przeziębi się i ona, tzn. zaczną walczyć ze sobą jej dwie groźne instancje: Id i Superego, a trzecia: Ego, zostanie dociśnięta przez nie do muru, cóż... Sztandarowym efektem tej nieustannej bitwy są wszystkie zaburzenia nerwicowe, od nerwicy serca po skurczowe reakcje mięśni. Badania mówią także, że konflikty w psychice mogą osłabiać system immunologiczny, na co wskazują teorie oparte na dypozycyjności energii. W pewnym momencie nie wystarczy nam jej, aby obronić się przed gorączką, bo została zaabsorbowana na burze wewnętrzne.
Toteż zachęcam do dokładnego przyjrzenia się drugiemu rozdziałowi „Przygotowanie od strony fizycznej”. Sam Schiraldi zauważa, że większość z nas jest skłonna przyznać rację powiedzeniu „w zdrowym ciele zdrowy duch”, ale z różnych powodów wymigujemy się od praktycznego skorzystania z tej mantry. „Nie możesz ignorować swojego ciała i oczekiwać, że będziesz dobrze się czuł. Czas zainwestowany w zdrowie fizyczne to dobra inwestycja, która wpływa na poprawę zdrowia psychicznego”. Schiraldi cytuje badania Sonstroema z 1984r., które potwierdziły, że ćwiczenia fizyczne poprawiają samoocenę. Mieszkając w Warszawie nie widziałam innej okazji do ruchu niż zapisanie się w weekend na basen albo sobotni spacer po lesie kabackim. Niestety, ale stolica przez swoją terytorialną obszerność nie sprzyja porannemu marszowi do szkoły czy pracy (niewiele osób obejdzie się bez środków transportu), a jest to najlepszy sposób, żeby sie obudzić, lepiej poczuć i poradzić z dniem na sali wykładowej. Co gorsza, taki spacer musiałby być regularny, bo dni robocze rozpoczynają się przez pięć dni w tygodniu. Ciekawe wyniki przyniosły hiszpańskie badania z zeszłego roku, według których piętnastominutowy spacer do szkoły znacząco polepszył wyniki w nauce u dziewcząt (patrz) Jak pisze Wyborcza.pl, już wcześniej znano pozytywną zależność między aktywnością fizyczną a poprawą procesów pamięci i koncentracji.
Schiraldi stara się doradzić czytelnikom, co i w jakich proporcjach jeść. Mam jednak wrażenie, że tak gruntowna zmiana jak ta dotycząca nawyków żywieniowych, co jest poważnym psychicznym przedsięwzięciem, musi się oprzeć na czymś więcej niż na powtórce reguł poznanych na przyrodzie w czwartej klasie. Sensus przygotował na papierze dużo miejsca na zapiski, więc niepoważnie byłoby tej marketingowej szczodrości nie wykorzystać. Możemy w środku stworzyć swój pisemny plan higieny snu, aktywności fizycznej i żywienia. Na następnej stronie przygotowane zostało menu posiłków do samodzielnego wypełnienia, a kilka stron dalej wielka tabela na „pierwsze czternastodniowe zobowiązanie” i „codzienne wyniki”.  Nie pozostało nam nic innego jak przez dwa tygodnie stosować techniki samokontroli i sporządzać codzienny samoopis.
Ciekawy z mojej perspektywy jest rozdział następny, który opowiada o teoretycznym podłożu poczucia własnej wartości. Schiraldi przygryzając wąs zauważa: „Jeśli chcesz mieć poczucie własnej wartości, dobrze wybierz sobie rodziców”. Ale podaje też przykład realnie istniejących osób, których rodzice nie wysyłali komunikatów o bezwarunkowej miłości, a mimo to osoby te mają poczucie własnej wartości. Właściwe jest ostrzeżenie autora, że nie można uzależniać poczucia własnej wartości od umiejętności czy osiągnięć, albowiem gdy tylko doświadczymy porażki, uznamy, że żadnej wartości nie mamy. Korzeniem tej książki jest przekonanie, że każdy z nas jest niemierzalnie wartościowy z nadania (w książce „rdzenne ja” – „human core”) i nie jest to uzależnione od czynników zewnętrznych. W tym rozdziale możemy też się ze sobą rozliczyć: zostajemy zachęceni, by napisać, jakie według nas są zalety oraz wady braku poczucia własnej wartości. Zostaje tu przemycone złośliwe zapytanie, czy poczucie własne wartości (tak jak emocje) jest  funkcjonalne, tj. czy istnieje niefunkcjonalne poczucie własnej wartości. Moglibyśmy powiedzieć, że smutek zdaje się być niefukcjonalny – ale w rzeczywistości spełnia określone funkcje, jak odnowa energetyczna organizmu czy czas na refleksję nad dotychczasowymi działaniami. Czy zawyżone poczucie własnej wartości jest zatem funkcjonalne? A czy zaniżone jest? Jakie tantiemy pobieramy za stosunek do samego siebie?
Uwagę przykuł „Codzienny Rejestr Myśli”, czyli kilka dużych tabelek, które pomagają w uporaniu z destrukcyjnymi myślami. Jest to o tyle ciekawe zagadnienie, gdyż destrukcyjne myśli są zjawiskiem powszechnym niezależnie od tego, jak wysokie poczucie własnej wartości mamy, choć oczywiście w związku z nim inaczej przebiega (tj. mogą pojawiać się niezwykle rzadko) Ludzie o pewnej ponurowatości nie dość, że uznają je za udręczenie, to będą jeszcze walczyć z perseweratywnością. Ta książkowa terapia zachęca opisania zdarzenia, które sprawiło, że czuliśmy się źle lub nieprzyjemnie, opisania emocji, które odczuwaliśmy oraz oceny intensywności tych emocji. W trakcie analizy swoich myśli razem z autorem polujemy na fałszywe rozumowanie i zniekształcenia, jakie mimowolnie czynimy. Destrukcyjne myśli, perseweratywność, orientacja na stan i negatywny dialog wewnętrzny, który „zakłóca wzrost i radość życia”.
Niektórzy z nas mogą być rozczarowani niecnym sposobem na rozcieńczanie książki: problemem jest to, że zbyt rozlegle opisuje się tu zagadnienia, a część z nich brzmi infantylnie, „no tak, przecież to jasne”;  część z technik została opracowana przez innych badaczy, a Schiraldi tylko je przywołuje, co przynajmniej w moich oczach uchodzi za niesmaczne zużycie. W końcu książka zapowiadała się autorskim treningiem, a nie operonem. Kwestię złudzenia objętości można zarzucać już wydawcy: duża czcionka, ofensywne wolne miejsca na własne spostrzeżenia i zapiski, na końcu książki strony na notatki. Z drugiej strony przyda się to na pewno osobom zaangażowanym w trening i będzie motywować je do dalszej pracy. Książka do samopomocy oczywiście nie ma zakończenia, bo „wzrastanie to ciągły proces”. Oby więc nie było kontynuacji. Poradniki niewątpliwie spełniają pewną funkcję na rynku, jednak czy realnie pomagają one czytelnikom - miło byłoby zobaczyć badania na ten temat. Można je potraktować jako wstęp do samopoznania; mam jednak wrażenie, że skrywają one iluzję, że pomoc jest na wyciągnięcie ręki (na wysokosć półki). Może to rozczarować osoby z problemami osobowościowymi, dla których prawdziwe samopoznanie zacznie się przez rozmowę z żywym specjalistą. Jest to bardzo szczególny powód, który sprawia, że od poradników powinno się wiele wymagać (jeśli nie poważności to przynajmniej przyzwoitości). Bedę śledzić rynek wydawniczy i tropić pomoce wartościowe, bo takie już znam i na pewno o nich wspomnę (jedna znajduje się w bibliografii).

Adnotacja z 17 czerwca 2011: Prosiliśmy o nie popełnianie kontynuacji "Jak zwiększyć poczucie własnej wartości", jednak stało się to z perspektywy daty tego posta błyskawicznie. Dostępna jest już ksiażka pt. "10 prostych sposobów na zwiększenie poczucia własnej wartości" dr Schiraldiego, tym razem wydana przez Gdańskie Wydawnictwo Psychologiczne, 4 lata po premierze poprzedniczki.

GWP, 2011; 24,90zł

Oczywiście nikt nie może poza marketingowcami uważać, że na zwiększenie poczucia własnej wartości istnieją proste sposoby, a w dodatku tych sposobów jest dziesięć. Wiemy, jak działa przemysł wydawniczy i mam nadzieję, że nie przyczyni się on kiedyś do premiery przemysłu psychologicznego.





Bibliografia:
Peter Lauster, "Odwaga bycia sobą", Świat Książki, 1996
Glenn R. Schiraldi, "Jak zwiększyć poczucie własnej wartości? Trening", Sensus, 2007

http://wyborcza.pl/1,75476,8799916,Spacer_do_szkoly_zapewnia_lepsze_oceny.html




pierwszy

próbny
dozobaczenia!